Z ekranu w zakładzie fryzjerskim, w teleexpresowym tempie obejmują mnie niewidocznymi mackami dwie informacje, jedna po drugiej. Z pierwszej wynika, że tzw. stopa cukrzycowa może wymusić amputację mojej dolnej kończyny, a potem będę żył jeszcze góra 3 lata, a z drugiej, że uduszę się na skutek obturacji płuc. Według autorytetów z YouTube’a, przeżyję tylko wtedy, gdy nie będę nic jadł, ponieważ wszystko, co jem, jest niebezpiecznie przetworzone. Może być na przykład przyczyną glejaka mózgu, na który w międzyczasie udało się ponoć znaleźć nieco lepsze antidotum niż chemia. Czyli trujemy się bardziej, a potem szukamy doskonalszej metody leczenia. Trochę jak strażak piroman, który coraz częściej podpala stodołę, a potem rusza do jej gaszenia z coraz doskonalszym sprzętem.

Zatem należy żyć powietrzem… Jakie to romantyczne, jakie wzniosłe…

Według ostatnich doniesień, rozwój człowieka osiągnął swój szczyt w okolicach przełomu millenniów. Potem zaczął się „zwój”. Akurat wtedy, gdy na dobre wystartował Internet. Ciekawe, prawda? Utwierdzam się więc w przekonaniu, że lata 70’ i 80’ były dla homo sapiens najlepsze. Technologia w państwach Zachodu osiągnęła poziom pozwalający na maksymalne zaspokojenie potrzeb, bez niepotrzebnego przesytu. Chciałeś zadzwonić – chwytałeś za telefon. Bez lajków, bez tysiąca znajomych na Facebooku. Chciałeś polecieć do Nowego Jorku – leciałeś. Nie podniebną taksówką „bo tak można i polećmy sobie na pizzę do Neapolu”, ale rejsem z powodu o wiele ważniejszego, z nabożnym zachwytem nad cudem latania. Sprzęt domowy nie psuł się w tempie stachanowskim, muzyka była Muzyką, film Filmem, a pomidory smakowały jak Pomidory. Wiem, było nas dwukrotnie mniej, ale czy to wystarczające usprawiedliwienie dla aktualnej degrengolady tej planety?

Niedługo roboty na dobre zaczną nas wyręczać, a my będziemy już tylko bezmyślnie konsumować. Nie będziemy stwarzać już niczego, nawet dzieci. O ile w ogóle roboty nas w międzyczasie nie eksterminują, jak w słynnym filmie. Że niby mamy jeszcze podbić kosmos? Ale po co? Czy to nas uczyni lepszymi? Bardziej empatycznymi w zalewie znieczulicy? A może wybuchnie wojna, która cofnie nas z tej szalonej drogi donikąd?

John Dutton grany przez Kevina Costnera w serialu „Yellowstone” powiedział: „Jestem przeciwieństwem postępu”. Zostawiam Państwa z tym cytatem.